by Vanes

1 lis 2016

Rozdział 9


Okeeeeeej, wiem że bardzoooo długo kazałam na siebie czekać, jednak tak się po prostu stało. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda :D
Rozdział niebetowany - jak tylko otrzymam poprawki - edytuję post, a póki co, zapraszam! :*



Rozdział 9



— Jesteście całkowicie pewni, że to prawda? — Zapytał Makarov grobowym tonem, szybko analizując możliwe rozwiązania. Niestety jak na złość, nic nie przychodziło mu do głowy, by znaleźć wytłumaczenie dla zaistniałej sytuacji. — Na pewno sprawdziliście dokładnie? Może gdzieś się zaszyli i trenują?

Pięknie. Zajebiście wręcz, pomyślał kwaśno. Nigdy ale to nigdy nie przypuszczał, że jego wnuk i mała, urocza Wendy jakimś cudem, z własnej nieprzymuszonej woli połączą siły z pozostałą dwójką Smoczych Zabójców. Zwłaszcza, gdy zagrożenie było poważne. Ale jednak! I w dodatku postanowili nie informując o tym nikogo przepaść jak kamień w wodę.

Że tamci byli w gorącej wodzie kąpani i nieprzewidywalni - wiedział. Że zawsze, ale to zawsze wyprawy Natsu i Gajeela zwiastowały kłopoty - wiedział. Że za każdym razem jak coś się dzieje, to oni dwaj biorą w tym udział - wiedział. Ale za cholerę jasną nie mógł wiedzieć, że Laxus i Wendy się do nich przyłączą i chyba to frustrowało go najbardziej.

—Tak, jesteśmy pewni. Nie ma ich. Zniknęli. Sprawdziliśmy wszędzie i nigdzie ani śladu. Wszyscy czworo prawdopo… — zdający raport chłopak urwał gwałtownie, rejestrując hałas otwieranych drzwi.

Ale dwie dziewczyny, które weszły do gabinetu Mistrza, nie kłopocząc się pukaniem słyszały wszystko.

Wymieniły szybkie, zdezorientowane spojrzenia, rozglądając się następnie po zebranych w pomieszczeniu magach.

Jet, zaskoczony ich nagłym pojawieniem się, wbił wzrok w okno, próbując udawać że coś w widoku za szybą strasznie go zaciekawiło, a Droy rozszerzył w zdumieniu oczy, prostując  się jak struna.

— Kto zniknął? - spytała Lucy, przeczuwając już o kim mowa, jednak spojrzała prosto na mistrza chcąc mieć stuprocentową pewność. Łudziła się przez ułamek sekundy, że może się myli, może intuicja ją zawiedzie ten jeden jedyny raz? Jednak po wyrazie twarzy Makarova wiedziała. Natsu.

Mistrz westchnął cicho, zmęczony tymi wszystkim rewelacjami, które napływały do niego co chwilę. Od czasu wiadomości od Gildartsa nie miał chwili spokoju, ciągle zasypywany informacjami, raportami, a nawet zwykłymi, nic nieznaczącymi plotkami. Tęsknił za czasami, gdy mógł w spokoju poczytać “Czrodzieja”, jednak szybko zganił się w duchu za tę myśl, stawiając na pierwszym planie dobro jego Gildii, jego rodziny, jego dzieci.

— Lucy, może usiądziesz? — spytał cichutko Droy, jednak dziewczyna totalnie go zignorowała, chcąc usłyszeć odpowiedź na zadane pytanie.

— Lucy… — zaczął mistrz łagodnie, uważnie obserwując dziewczynę — podejrzewam, że ty nic o tym nie wiesz, prawda?

Nie uzyskał odpowiedzi, jednak zauważył jak Mag Gwiezdnych Duchów zacisnął pięści i delikatnie, opuścił ramiona. Nie, ona jednak nic nie wiedziała, jej zaskoczenie jest prawdziwe — stwierdził Makarov, czujnie ją obserwując. Nawet do niego doszły słuchy o związku Natsu i Lucy, więc po rozmowie z Jetem i Droyem i tak zamierzał ją do siebie wezwać, by zadać jej kilka pytań, co teraz uznał za zbędne. Szkoda mu tylko było dziewczyny, bo nie wyobrażał sobie jak musiała się poczuć po takich rewelacjach. Choć z początku sądził, że Lucy będzie coś wiedzieć, to teraz widząc jej nagłe zniechęcenie, musiał uwierzyć, że nawet jej Natsu nie zdradził swojego planu.

Makarov po raz kolejny tego wieczoru westchnął głośno. No tak, mógł się domyślić, że cały ten bajzel łatwo można było przewidzieć. Bo gdyby nie ten jeden człowiek mogłoby być naprawdę cudownie, w kwestii całkowitego zgrania się członków Gildii. Jednak ten narwaniec jak zwykle psuł mu szyki, dokładając zmartwień. Choćby nie wiadomo jak się starał zatrzymać go w miejscu, ten zawsze potrafił się wślizgnąć.

Tylko szokujące dla Mistrza było że tym razem za swoich towarzyszy spisku wybrał samych Smoczych Zabójców, zamiast swojej drużyny, z którą zwykle podejmował się różnych zadań. I to właśnie dało staruszkowi do myślenia. Nie potrafił domyślić się, co oni wykombinowali, jednak postanowił im zaufać. Mimo strachu, że atak nadejdzie, postarał się z całej siły wypchnąć tę nieprzyjemną myśl z umysłu. Musieli mieć jakiś chory plan i nie oszukując cholernie wkurzało go to, że jako mistrz gildii nie miał o niczym pojęcia. Choć pewnie gdyby miał wybiłby im to z głów. Nawet i za pomocą siły. Ale w jego sercu tliła się iskierka nadziei, że tym razem nie spaprają sprawy.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że Dragneel, gdy tylko usłyszy o Acnologii będzie próbował działać na własną rękę, jednak takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Bał się że skutki tego przedsięwzięcia mogą być tragiczne, choć z całą mocą chciał wierzyć, że może choć raz Natsu okaże się rozwagą i nie zrobi kolejnej głupoty. Naprawdę bardzo, ale to bardzo chciał w to uwierzyć.

— Nasi Smoczy Zabójcy. — Mistrz zaczął mówić, gdy zaległa cisza stała się krępująca, wiedząc że nie ma sensu kłamać. — Natsu, Gajeel, Wendy i… -— o mój boże, niech go szlag, tego przeklętego bachora — Laxus, opuścili Magnolię. Nie wiadomo dokładnie kiedy, po co i na jak długo. Wiemy tylko tyle, że ich nie ma. Mam jednak nadzieję, że sprawa szybko się wyjaśni, bo gdyby miało dojść do ataku, to nie ukrywam, że bez ich siły bojowej możemy mieć marne szanse.

— Chyba mistrz  nie sugeruje, że oni… że oni… - słowa, że czworo najsilniejszych magów zarządziło taktyczny odwrót i zwiało jakoś nie chciała przejść Levy przez gardło. Jednak ton jej głosu wyraźnie sugerował, że jest absolutnie pewna, że nie mieli zamiaru zdezerterować. To nie było by w ich stylu.

— Nie! Absolutnie nie! — Mistrz spojrzał na nią surowo, zły jak diabli, że ktoś mógłby tak pomyśleć, choć nie oszukując się, osoby postronne, nie znające ich, zapewne właśnie tak ich osądzą. Jednak postanowił nie przejmować się niczym, miał dużo większe zmartwienia

— Ale można jaśniej, mistrzu? Jak to zniknęli? Przecież mieli zadanie do wykonania, prawda? — Ponownie  odezwała się Levy, pewna, że coś źle zrozumiała. Stali w obliczu wojny, zagrożenie mogło pojawić się lada moment, a właśnie dowiaduje się, że czworo magów Smoczych Zabójców, po prostu nie ma?!

— Zabije, jak go dorwę, zabiję… — wysyczała Lucy, która przez usłyszaną informację autentycznie się wściekła.

—To niemożliwe! — Podniosła głos Levy, zaciskając pięści w bezsilnej złości. - Gajeel, ten dupek! Zdurniał do re...

Mistrz, widząc co się dzieje z dwoma dziewczynami, postanowił interweniować, nie chciał by negatywne emocje odbiły się na przebiegu nadchodzącej walki.

— Stop. — Wstał z fotela, mrużąc oczy. — Skoro ich nie ma, to nie ma. Nic innego nie ulega zmianie, jasne?

— Ale… — próbowała wtrącić Heartofillia, jednak jedno spojrzenie na staruszka kazało jej milczeć.

— Żadne “ale”. Musimy w nich uwierzyć. Musimy zaufać, że wiedzą co robią! Nie możemy pozwolić, by ich brak, przełożył się na przebieg przygotowań. Wrócą! — Ostatnie słowo zaakcentował, by dziewczyny zrozumiały, że temat zostaje zamknięty. — A teraz, co was do mnie sprowadza? — Zgrabnie zmienił temat, nie chcąc tracić czasu na zbędne dyskusje i przyglądał się im z oczekiwaniem.

Levy otrząsnęła się pierwsza, wyciągając tomiszcze książki z rozerwaną okładką i obracając ją tak, by Makarov miał dobry widok, zaczęła szybko coś tłumaczyć. Lucy po chwili, również przyłączyła się do koleżanki, postanawiając, że niemiłe rozmyślania odłoży na później. Teraz liczyło się to, że być może znalazły wskazówkę jak pozbyć się Acnologii raz na zawsze. A przynajmniej tak im się wydawało.

— Świetna robota - pochwalił mistrz, gdy skończyły tłumaczyć co i jak. — Teraz mamy szansę — dodał, a widząc ich słabe uśmiechy, skinął głową z aprobatą. Zerknął na wiszący nad drzwiami zegar, zauważając że narada przeciągnęła się do późna.

    Po wysłuchaniu dziewczyn, przedyskutowaniu wniosków i szybkiej analizie możliwych rozwiązań, Makarov odesłał wszystkich do domów, każąc im się przespać i zregenerować siły. Jutro rano przedstawi to co ustalili reszcie członków Fairy Tail. Gdy drzwi od jego gabinetu zamknęły się, oparł głowę o zagłówek, wystukując palcami na poręczy fotela sobie tylko znany rytm. Będzie dobrze, powtarzał sobie. Teraz już wszystko będzie dobrze.



***

Lucy, leżąc w łóżku, rozmyślała o zniknięciu Natsu. W ciemności nocy, po jej policzku spłynęła łza bezsilności, którą jednak szybko otarła wierzchem dłoni. Nie mogła się rozkleić, co to, to nie. Jednak nie mogła zaprzeczyć sama przed sobą, że jest jej po prostu cholernie przykro.

Owszem od kilku dni nie mieli okazji żeby się spotkać, bo każde z nich było zajęte swoimi sprawami i poświęcali całą uwagę na nadchodzącą wizję apokalipsy. Troska o kompanów i widmo nadciągającej Acnoligii skutecznie przyćmiewały inne rzeczy. Lucy była na siebie zła. Wyrzucała sobie, że coś przegapiła w zachowaniu chłopaka, pochłonięta szukaniem rozwiązania zagadki. Mogła jednak iść do Natsu, znaleźć tę jedną chwilę na rozmowę, a może wiedziałaby co on kombinuje. Ale wraz z Levy praktycznie nie opuszczały biblioteki, co jednak doprowadziło do znalezienia śladu, choć z drugiej strony spowodowało niemożność zwykłej spokojnej rozmowy z Dragneelem. Musiała przyznać, że za nim tęskni.

Lecz bardziej była zła na chłopaka, że znów po raz kolejny nie wtajemniczył jej w swoje plany. Czuła się po prostu oszukana, bo przecież jakby nie patrzeć byli razem, prawda? Siedzieli w tym oboje, wraz z całą resztą Fairy Tail, a ten po prostu ją pominął, nie zaszczycając jej nawet krótką rozmową. Chociaż pewnie gdyby to zrobił, szukałaby jakiegoś sposobu by mu wyperswadować to, co zamierzał. Więc może czynnikiem powodującym brak kontaktu ze strony chłopaka był ten jego niezmienny upór? Owszem, zauważyła że przy niej chłopak się zmienił, stał się poważniejszy, ale dobrze zdawał sobie sprawę, że tej jednej cechy charakteru Natsu nie pozbędzie się nigdy. Jak tylko coś sobie postanowił, to nie było odwrotu, nieważne ile przeciwności na drodze do celu miałby spotkać. Cholera jasna, zaklęła w myślach, otulając się szczelniej kołdrą. Jednak zdawała sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Że to Natsu. I dopiero w tym momencie złość zastąpił strach. Nie, nie bała się, że sobie nie poradzi. Doskonale go znała i wręcz zbluźniłaby twierdząc, że czemuś nie podoła.

Ten strach był inny. Był powodowany tym, że chłopak był jej bliski, a nawet bardzo bliski. Dlatego niewiedza, co się z nim dzieje i gdzie jest tak ją zżerała, że oddałaby wszystko byleby tylko te straszne wizje przestały wkradać się do jej umysłu. Oddałaby wiele, aby jak najszybciej wrócił, cały i zdrowy.



***



— Czyś ty zdurniał do reszty?! — wydarł się Laxus, gdy usłyszał kolejne, w jego mniemaniu polecenie. — Sam sobie medytuj do cholery! Co to ma w ogóle być, cyrk jakiś czy co?!

— Panie Laxus, proszę… — Wendy spojrzała na niego wyczekująco, dzięki czemu Smoczy Zabójca wrócił do przerwanej czynności, nie odzywając się więcej słowem.

Sting pacnął się w czoło ze zrezygnowaniem, słysząc po raz któryś z kolei wrzaski młodego Dreyara. O dziwo, Natsu, którego protestów i awantur najbardziej się obawiał, siedział na trawie, całkowicie oddając się ćwiczeniom wyciszającym. Patrzył przez kilka chwil zastanawiając się, co też takiego mu się stało, że do tej pory zachowuje się wręcz wzorowo. Skupiona twarz, regularny oddech i tylko jedna mała poprzeczna zmarszczka na czole. Domyślał się. Walka. Bitwa. Zapewnienie bezpieczeństwa innym. To właśnie było dla niego priorytetem, rzeczą która hamowała w nim chęć do bezsensownych kłótni.

I automatycznie, po uświadomieniu tego sobie, sam zaczął się bać. Skoro Natsu nie ma czasu na żarty, to Acnologia musiała naprawdę być przerażająca. Inaczej nie dawały z siebie stu procent na zwykłych ćwiczeniach.

Sting wiedział jaką mocą dysponują smoki, a raczej znał ich nikłe możliwości. Przekonał się jakie zniszczenie potrafią siać gdy był uczestnikiem turnieju magicznego. Jednak zdawał sobie sprawę że tak naprawę nie widział nic. Że nie poznał nawet połowy mocy tamtych smoków. A skoro czterej Smoczy Zabójcy z Fairy Tail pofatygowali się aż do nich i to w dodatku z prośbą o pomoc, Czarny Smok Zagłady musi być o wiele potężniejszy od tamtych bestii.

— Jak idzie? — jego rozmyślania przerwał nadchodzący Rouge.

— Dobrze — odparł Sting, pomijając fakt, że Laxus jako jedyny okazuje niezadowolenie. — Podejrzewam, że szybko to opanują.

— Tak sądzisz? - Rouge, przypatrywał się medytującym magom z nieodgadnionym wyrazem twarzy. — No nie wiem… Nam nie było łatwo, pamiętasz? -— spojrzał z ukosa na Stinga, przypominając sobie w jaki sposób oni zdobyli tę moc.

— Nie martw się. Uda im się. Zobaczysz. Są tu dopiero drugi dzień — Sting klepnął go w ramię, delikatnie uśmiechając się. — Dobra, idę coś zjeść, teraz ty ich przypilnuj, zgoda?

Odpowiedziało mu tylko skinienie głowy.

***

— Czy wszyscy zrozumieli? — spytał Makarov po skończonej mowie.  

Zaskoczenie na twarzach członków Fairy Tail było ogromne. Po wyjaśnieniu im co znalazły Lucy i Levy, a mianowicie o prastarej przepowiedni, napięta do granic możliwości atmosfera, uległa nieznacznej poprawie.

— Czyli musimy zastawić pułapkę, bo w bezpośredniej konfrontacji, nie mamy najmniejszych szans? — odezwał się ktoś z tłumu, a w ślad za nim zaczęły padać kolejne pytania, powodując ogólny harmider.

— Cisza! — krzyknął Makarov, chcąc uspokoić rozwrzeszczanych ludzi. — Tak jak mówiłem. W tym roku wypada rok Smoka, co powoduje, że granica między światem ludzi a tych potężnych istot zostaje zatarta. Przypomnę raz jeszcze znaczenie starego porzekadła, które stało się kluczem do rozwiązania tej zagadki. “Człowiek strony zmienia” oznacza najprawdopodobniej cztery strony świata. “Smok się opiera, kraj umiera” można wyjaśnić jako niechęć do powrotu przez smoka do jego świata przez co powoduje zniszczenie mogące doprowadzić do zagłady świata. A teraz druga część. “Człowiek zabiera, smok łamie, kraj zostaje” - chodzi najpewniej o to, że zgodnie z drugim odkryciem magicznego okręgu - wskazał na rysunek - poprzez odpowiednie ustawienie magów w punktach strategicznych, dysponujących odpowiednią mocą, mogą oni zmusić smoka do powrotu do swojej krainy. Najważniejsze jest jednak to, by wszyscy - cała dwunasta w odpowiednim momencie rzuciła zaklęcie, które po połączeniu się zmusi smoka do odejścia. Rozumiecie?

Twarze magów pozostały niezmienne, każdy raz jeszcze trawił usłyszane wcześniej informacje. Przedłużająca się cisza, skłoniła mistrza do kontynuowania:

— Musimy zebrać dwunastu najsilniejszych magów, a uda nam się odesłać Acnologię. Co nie oznacza, że obejdzie się bez walki. Musimy pamiętać o cywilach, których trzeba chronić, a także o tym, że Czarny Smok Zagłady wyczuwając nasze intencje będzie się starał nam w tym przeszkodzić. Nie będzie łatwo, jednak musimy walczyć — dokończył z mocą, co nareszcie zaowocowało krzykiem aprobaty ze strony członków Gildii.

— To wszystko, możecie się rozejść — dodał Mistrz. — Cana, Levy, Lucy, wy zostańcie, dobrze?

Gdy część ludzi opuściła budynek, a pozostali zajęli miejsca przy stolikach, dwie dziewczyny zbliżyły się do Makarova, cierpliwie czekając aż zacznie mówić.

— Jedno zadanie zakończyło się sukcesem, więc przyszedł czas byście wykonały drugie. Ruszajcie do Sabertooh, przekażcie naszą prośbę o sojuszników, a także opowiedzcie o planie jaki mamy by pozbyć się Acnologii. Nie pomijajcie niczego, niech wiedzą o wszystkim. Jeśli się wam uda to wraz z wyznaczonymi członkami wracajcie jak najszybciej, mamy coraz mniej czasu.

— Dobrze, mistrzu — odpowiedziała Levy, rzucając Lucy szybkie spojrzenie.

— Jasne — odezwała się Heartofillia. — Nie zawiedziemy, obiecuję.

— Muszę tylko spakować zapas alkoholu i możemy ruszać! — Cana nie przejęła się złowrogim spojrzeniem mistrza, tylko ruszyła w kierunku wyjścia z gildii wesoło nucąc pod nosem.

***

Natsu stał na brzegu niewielkiego jeziorka, wpatrując się w taflę wody. Zastanawiał się, co porabia reszta Gildii, a szczególnie Lucy. Żałował, strasznie żałował, że nie wtajemniczył jej w swój plan, jednak wiedział, że nie było na to czasu. Znając ją pewnie krzykiem i groźbą próbowałaby go od tego odwieść, a na to nie mógł pozwolić.

Musiał stać się silniejszy, by zapewnić jej bezpieczeństwo. No, nie tylko jej, jednak to ona była teraz dla niego na pierwszym miejscu. Liczyła się bardziej niż ktokolwiek inny. Cieszył się, że ta chwila zapomnienia z jego strony, w pokoju hotelowym nie skończyła się tak, jak na początku zakładał. Bał się, że tym śmiałym gestem ją straci, a został mile zaskoczony, gdy Lucy odwzajemniła jego uczucia. I nie zamierzał tego stracić. Nigdy.

— Hej, Salamandrze! — rozmyślania przerwał mu krzyk Gajeela, który zbliżał się do niego szybkim krokiem. — Rusz się, zaczynamy kolejny etap. Sting i Rouge już czekają.

— Idę. — Rzucił do jeziora trzymany w ręce mały kamień i podążył za Redfoxem.

Nie ma co się obijać, trzeba zabrać się za trening. Acnologia może zaatakować w każdym momencie.



***



— Jesteśmy. Nareszcie! — zawołała Levy, zauważając w oddali budynek gildii Sabertooh. — Jestem wykończona.

— Ja też — dodała Cana, przeciągając się, gdy zatrzymały się na małej polance, skąd prowadziła dróżka do ich celu.

— No to ruszajmy, czas gra na naszą niekorzyść — Lucy, przyśpieszyła kroku, zadowolona że po długiej podróży w końcu będzie mogła usiąść i odpocząć. I choć miała delikatne obawy, co do spotkania z tą akurat gildią, to postanowiła nie myśleć o niczym, tylko o tym by zdobyć sprzymierzeńców. Przeszłość niech zostanie przeszłością.