by Vanes

21 mar 2013

Rozdział drugi

Rozdział poprawiony. Zapraszam
Betowała: Vanes 


To było coś, czego potrzebowała. Cisza i spokój. Relaks i lenistwo. Uśmiechnęła się delikatnie, przekręcając na plecy. Wakacje. Była zadowolona z pomysłu przyjaciół, którzy namówili ją na wyjazd. Gorący piasek, słońce, morze – to wszystko wprawiało ją w radosny nastrój. Co prawda zostały im już tylko dwa dni, jednak teraz nie chciała myśleć o powrocie. Wspaniale spędzała czas z członkami swojej drużyny. Różnorakie atrakcje m.in. gorące źródła i łaźnie parowe, z których mogli korzystać do woli oraz niepowtarzalnie czysty klimat miasta powodowały natychmiastową poprawę humoru. Cieszyła się, że jej towarzysze są z nią i potrafią pomóc niezależnie od sytuacji. Wsparcie i troska, którą jej okazywali, sprawiła, że w mig zepchnęła nieprzyjemne doświadczenia w głąb umysłu. Patrzyła w przyszłość nie myśląc o przeszłości. Beztroskie wygłupy, wspólne gry, zabawy, żarty – odprężały ją , dając poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Jednak żyłka na skroni pulsowała jej niebezpiecznie, ilekroć została obsypana piaskiem przez tłukących się chłopaków lub gdy Happy próbował wcisnąć jej do ust rybę.  Jednak za każdym razem liczyła w duchu do dziesięciu. To w końcu był urlop. Nie chciała kłócić się o bzdury, wolała odpuścić i radośnie uczestniczyć w kilku szalonych akcjach. Nie chciała robić z siebie księżniczki i starała się ze stoickim spokojem podchodzić do coraz dziwniejszych i bezmyślnych pomysłów reszty ekipy. Gdy była pewna, że coś skończy się tragicznie, szybko wymyślała inne zajęcia, chcąc uniknąć katastrofy. Do tej pory wszystko szło świetnie, była wypoczęta, opalona i w pełni wyluzowana. Tylko jedno ją martwiło. A dokładniej mówiąc on. Smoczy Zabójca - Natsu. Niby zachowywał się tak samo jak wcześniej, jednak Lucy czuła, że coś się zmieniło. Obserwował ją nieustannie, co strasznie ją peszyło. Nie rozumiała, dlaczego jest w stosunku do niej taki inny, chłodny, ostrożny. Trzymał ją na dystans. To do niego nie pasowało. Zamiast cieszyć się z każdej głupoty, jak to miał w zwyczaju, przywdział maskę powagi. Z Happym, Grayem i Erzą rozmawiał, żartował, kłócił się. W jej towarzystwie uparcie milczał bądź odpowiadał półsłówkami. Patrząc na niego zastanawiała się, czy chodzi mu o wydarzenia z tamtych dni. Może był zły? Lub zawiedziony, że poszła z Levy, a nie z nim. Gdyby poszedł  wtedy z nimi, nic by się nie wydarzyło. Mimowolnie przeszedł ją dreszcz na wspomnienie okrutnych chwil spędzonych w rękach oprawców. Żeby przestać zawracać sobie tym głowę, postanowiła się przejść. Od wczoraj czas spędzali na plaży korzystając z ładnej pogody. Wstała z dużego, zielonego ręcznika, na którym się wylegiwała, zakładając klapki. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu ubrań. Naciągnęła na siebie spódniczkę i bluzkę, dając do zrozumienia Erzie, że rezygnuje z kąpieli słonecznej. Pomachała chłopakom, którzy siedzieli kawałek dalej  w cieniu, budując jakąś podejrzaną budowlę z piasku, lecz nie była pewna, czy w ogóle ją zauważyli. Chwila samotności,  której zapragnęła  sprawiła, że wybrała się na spacer po mieście. Rozglądała się ciekawie po okolicy, chcąc ją zapamiętać, by odnaleźć drogę powrotną. Odwiedziła kilka sklepów, zjadła obiad w jednym z barów, a czując nadchodzące zmęczenie,  postanowiła wrócić do hotelu. Szła niespiesznie, podziwiając budynki w świetle powoli zachodzącego słońca. Równo przystrzyżone trawniki przed domami z tysiącami kolorowych kwiatów na klombach przyciągały wzrok. Malownicza okolica zachwycała swoją niepowtarzalnością, jak gdyby to był jakiś bajkowy świat. Zerknęła w górę odszukując wieżę ratuszową, by sprawdzić czas. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że zabawiła o wiele dłużej, niż zakładała na początku. Jej myśli ponownie skierowały się na przyjaciela. Chyba musi coś zrobić, żeby wszystko wróciło do normy. Może zacznie od wspólnego obiadu? Co jak co, ale posiłki dla Natsu były czymś, czego prawie nigdy nie odmawiał. Wchodząc do pokoju, który zajmowała, westchnęła głośno, dając upust swojemu zmęczeniu. Zrzuciła buty z nóg i rozpięła bluzę, jednocześnie rzucając torebkę na łóżko. Wyciągnęła ręce w górę przeciągając się, aż usłyszała chrupnięcie w kręgosłupie. Spojrzała w stronę okna i znieruchomiała. Chciała krzyknąć, jednak w porę się powstrzymała. Zaskoczona wpatrywała się w sylwetkę chłopaka. Na parapecie siedział Natsu. Widząc ją całą i zdrową otworzył okno, chcąc wyjść, jednak Lucy widząc, co zamierza, ruszyła w jego stronę, krzycząc, aby zaczekał. Był już przygotowany do skoku, gdy poczuł, że coś go blokuje. Przechylił się do tyłu i tylko wrodzony refleks uchronił go od upadku. Udało jej się. Łapiąc go za szalik, uniemożliwiła mu odejście bez słowa. Była z siebie zadowolona. Podeszłą bliżej i odruchowo złapała go za ramię, by znowu jej nie zwiał. Gdy w drodze powrotnej rozmyślała, jak załagodzić i wyjaśnić tą dziwną sytuację, miała mnóstwo pomysłów. Teraz, stojąc z nim twarzą w twarz, gorączkowo zastanawiała się, co ma robić. Spuszczając głowę w dół, tak, by nie widział jej oczu, wyszeptała tylko ciche „Przepraszam, Natsu”.  Łzy skapywały na podłogę, gdy drżącym głosem wyrzucała z siebie słowa. Ucichła momentalnie, kiedy zamknął ją w uścisku swoich ramion, opierając swój podbródek na jej włosach. Wtedy tama Lucy puściła. Rozszlochała się głośno, mocząc mu ubranie i zaciskając pięści na jego czerwonej bluzce. Dłuższą chwilę zajęło jej opanowanie swoich emocji. Czuła jak delikatnie gładzi ją po plecach. Odsunęła się lekko, spoglądając na niego zapuchniętymi od płaczu oczami.
- Dziękuję za uratowanie mi życia – szepnęła, uświadamiając sobie, że przez jego dziwne zachowanie jeszcze tego nie zrobiła.
- Nie musisz mi dziękować, Lucy. A przeprosić powinienem ja  – odrzekł, wypuszczając ją z objęć i odwracając się tyłem do niej. Zacisnął dłonie w pięści. Musiał wyjść. Miał wrażenie, że zwariuje będąc tu choć odrobinę dłużej.
- Błagam, porozmawiajmy w końcu! – powiedziała, robiąc krok w jego stronę – Dlaczego mnie unikasz? Co się dzieje? – Nie zauważyła,  kiedy zaczęła krzyczeć. Wpatrywała się w jego plecy, zauważając napięte do granic możliwości mięśnie.  - Natsu, pro… - Nie zdążyła dokończyć, gdy usłyszała jego słowa.
- Bałem się. Tak cholernie się o ciebie bałem! – Złość, z którą wypowiedział to zdanie zaniepokoiła ją. Milczała. Chciała wiedzieć dokładnie o co chodzi. Nie ruszyła się z miejsca, bojąc się, że nie usłyszy nic więcej. Mętlik w umyśle spowodowany wątpliwościami domagał się odpowiedzi.
- Nigdy nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało, Lucy. – Spojrzał na nią przez ramię.  – Jesteś dla mnie ważna – dodał. Odwrócił się z powrotem w jej stronę, zakładając ręce za szyje. – Byłem zły na siebie, że dopuściłem do tej sytuacji, w końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda? – Uśmiechnął się szeroko. – Teraz jest już okej. Nigdy więcej do tego nie dopuszczę – dokończył z mocą.
Odwzajemniła uśmiech, ciesząc się, że to zwykła troska o nią była powodem jego dziwnego zachowania. Ulga, jaką poczuła po tych słowach, była niewyobrażalnie wielka. Jakby zrzuciła z pleców przygniatający ją ciężar. Spontanicznie rzuciła się na niego, obejmując go za szyję, śmiejąc się głośno i szczerze. Nieprzygotowany na taki rozwój wypadków, zachwiał się niebezpiecznie, wpadając na ścianę z głuchym łoskotem. Jej ciało przylgnęło do niego, a spotęgowany śmiech Lucy wpadał mu wprost do  ucha. Znowu to poczuł. „Cholera jasna!” zaklął w myślach. Miał dosyć. Jego nerwy znalazły się na skraju załamania. Jej, w jego mniemaniu, narkotyczny zapach przyprawiał go o szaleństwo. Delikatna, ciepła skóra, którą czuł, powodowała u niego rozkojarzenie. Z trudem wytrzymał, gdy sam wziął ją w ramiona, nie mogąc znieść widoku łez w jej oczach. Teraz, gdy była na nim uwieszona, a przede wszystkim szczęśliwa, myśli Natsu zaczęły niebezpiecznie krążyć. Puls mu przyspieszył. Nie wiedział,  jak długo da radę się powstrzymać przed zrobieniem czegoś, co z pewnością przekreśli ich dotychczasową przyjaźń. Tortury w porównaniu z tą sytuacją byłyby dla niego niczym. Nie powiedział jej wszystkiego. Nawet nie zamierzał. Wyjaśnienie, dlaczego tak naprawdę zachowywał się inaczej, nie wchodziło w grę. Po części powiedział jej prawdę. Jednak resztę wolał przemilczeć. Mógł ją stracić, a tego nie chciał. Sam był zaskoczony swoim odkryciem, gdy czuwał przy jej łóżku w szpitalu. Dotarło to do niego w pełni, kiedy była bliska śmierci. Lucy zamieszkała w jego głowie i sercu, a on za nic nie mógł jej stamtąd wyrzucić. Nie mógł? Nie. Po prostu nie chciał. Po pierwszym szoku i przerażeniu zrozumiał, że nie zwalczy tego uczucia. Zakochał się. Jednak ona widziała w nim tylko przyjaciela, dlatego ukrył swoje uczucia, które mogłyby zniszczyć ich relacje. Gdy była blisko, czuł jednocześnie rozpacz, że nie może jej dotknąć czy przytulić, i zadowolenie z samego jej towarzystwa. Cierpiał katusze, jednak starał się dzielnie to znosić. Wykorzystywał każdą szansę, by być z dala od niej, a potem, złakniony jej widoku,  siedział w pobliżu, obserwując ją. Podziwiał jej urodę i inteligencję. Każdy szczegół dotyczący jej osoby miał zapisany głęboko w umyśle. Roztaczała wokół siebie urok, który przyciągał go jak magnes. Mało się odzywał – wolał słuchać, oczarowany jej osobą.
Teraz, w tym momencie krew w jego żyłach wrzała. „Opanuj się!” powtarzał tę myśl jak mantrę. Emocje kłębiły się w nim,  gotowe wybuchnąć w każdej chwili. Wciąż oparty o ścianę spojrzał na nią. Jej duże, brązowe tęczówki lśniły radością. Właśnie w tym momencie jego silna, nieugięta do tej pory wola, zaczynała słabnąć.  Ręce maga spoczęły na biodrach dziewczyny, nieświadomie przyciągając ją bliżej. Samokontrola go zwiodła. Dusił się. Brakowało mu sił na oparcie się jej urokowi. Poważny wyraz twarzy chłopaka i coś znajdującego się w głębi jego oczu spowodowały, że Lucy zamilkła. Zdziwiła się, że ma mocno zaciśniętą szczękę. Zsunęła delikatnie dłonie z jego szyi na szerokie ramiona, nie wiedząc,  jakie zmieszanie w głowie Smoczego Zabójcy spowodowała tym gestem. Była tak blisko, że czuł jej oddech na twarzy. Natsu poddał się. Zgasił kolejne protesty własnego poczucia moralności, budząc w zamian głęboko skrywany, żałośnie próbujący się uwolnić dużo wcześniej, instynkt. Przymknął oczy i zatracił się. Powoli, żeby jej nie przestraszyć,  pochyli się i złożył, delikatny niczym powiew letniego wiatru, pocałunek w zagłębieniu jej szyi.

- Lucy… - wyszeptał, owiewając miejsce, które pocałował, ciepłym oddechem. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Rozkoszował się chwilą, wdychając jej słodki zapach i zapominając o wszystkim innym.

2 komentarze:

  1. Rozdział absolutnie poruszający. Wewnętrzne przeżycia Natsu opisałaś w tak przekonujący sposób, że sama poczułam to rozdarcie między miłością, a chęcią zachowania przyjaźni. Coś wspaniałego! :D Zabieram się do kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział opisze tylko jednym słowem (razem z tą przedmową 15 będzie geniuszu .-.) : Słodkooo <3

    OdpowiedzUsuń