Betowała: Vanes
To było coś, czego potrzebowała. Cisza i spokój.
Relaks i lenistwo. Uśmiechnęła się delikatnie, przekręcając na plecy. Wakacje.
Była zadowolona z pomysłu przyjaciół, którzy namówili ją na wyjazd. Gorący
piasek, słońce, morze – to wszystko wprawiało ją w radosny nastrój. Co prawda zostały
im już tylko dwa dni, jednak teraz nie chciała myśleć o powrocie. Wspaniale
spędzała czas z członkami swojej drużyny. Różnorakie atrakcje m.in. gorące
źródła i łaźnie parowe, z których mogli korzystać do woli oraz niepowtarzalnie
czysty klimat miasta powodowały natychmiastową poprawę humoru. Cieszyła się, że
jej towarzysze są z nią i potrafią pomóc niezależnie od sytuacji. Wsparcie i
troska, którą jej okazywali, sprawiła, że w mig zepchnęła nieprzyjemne
doświadczenia w głąb umysłu. Patrzyła w przyszłość nie myśląc o przeszłości.
Beztroskie wygłupy, wspólne gry, zabawy, żarty – odprężały ją , dając poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Jednak
żyłka na skroni pulsowała jej niebezpiecznie, ilekroć została obsypana piaskiem
przez tłukących się chłopaków lub gdy Happy próbował wcisnąć jej do ust rybę. Jednak za każdym razem liczyła w duchu do
dziesięciu. To w końcu był urlop. Nie chciała kłócić się o bzdury, wolała
odpuścić i radośnie uczestniczyć w kilku szalonych akcjach. Nie chciała robić z
siebie księżniczki i starała się ze stoickim spokojem podchodzić do coraz
dziwniejszych i bezmyślnych pomysłów reszty ekipy. Gdy była pewna, że coś
skończy się tragicznie, szybko wymyślała inne zajęcia, chcąc uniknąć katastrofy.
Do tej pory wszystko szło świetnie, była wypoczęta, opalona i w pełni
wyluzowana. Tylko jedno ją martwiło. A dokładniej mówiąc on. Smoczy Zabójca -
Natsu. Niby zachowywał się tak samo jak wcześniej, jednak Lucy czuła, że coś
się zmieniło. Obserwował ją nieustannie, co strasznie ją peszyło. Nie
rozumiała, dlaczego jest w stosunku do niej taki inny, chłodny, ostrożny.
Trzymał ją na dystans. To do niego nie pasowało. Zamiast cieszyć się z każdej
głupoty, jak to miał w zwyczaju, przywdział maskę powagi. Z Happym, Grayem i
Erzą rozmawiał, żartował, kłócił się. W jej towarzystwie uparcie milczał bądź
odpowiadał półsłówkami. Patrząc na niego zastanawiała się, czy chodzi mu o
wydarzenia z tamtych dni. Może był zły? Lub zawiedziony, że poszła z Levy, a nie
z nim. Gdyby poszedł wtedy z nimi, nic
by się nie wydarzyło. Mimowolnie przeszedł ją dreszcz na wspomnienie okrutnych
chwil spędzonych w rękach oprawców. Żeby przestać zawracać sobie tym głowę, postanowiła
się przejść. Od wczoraj czas spędzali na plaży korzystając z ładnej pogody.
Wstała z dużego, zielonego ręcznika, na którym się wylegiwała, zakładając
klapki. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu ubrań. Naciągnęła na siebie spódniczkę
i bluzkę, dając do zrozumienia Erzie, że rezygnuje z kąpieli słonecznej.
Pomachała chłopakom, którzy siedzieli kawałek dalej w cieniu, budując jakąś podejrzaną budowlę z
piasku, lecz nie była pewna, czy w ogóle ją zauważyli. Chwila samotności, której
zapragnęła sprawiła, że wybrała się na
spacer po mieście. Rozglądała się ciekawie po okolicy, chcąc ją zapamiętać, by
odnaleźć drogę powrotną. Odwiedziła kilka sklepów, zjadła obiad w jednym z barów,
a czując nadchodzące zmęczenie, postanowiła wrócić do hotelu. Szła
niespiesznie, podziwiając budynki w świetle powoli zachodzącego słońca. Równo
przystrzyżone trawniki przed domami z tysiącami kolorowych kwiatów na klombach
przyciągały wzrok. Malownicza okolica zachwycała swoją niepowtarzalnością,
jak gdyby to był jakiś bajkowy świat. Zerknęła w
górę odszukując wieżę ratuszową, by sprawdzić czas. Dopiero wtedy uświadomiła
sobie, że zabawiła o wiele dłużej, niż zakładała na początku. Jej myśli
ponownie skierowały się na przyjaciela. Chyba musi coś zrobić, żeby wszystko
wróciło do normy. Może zacznie od wspólnego obiadu? Co jak co, ale posiłki dla
Natsu były czymś, czego prawie nigdy nie odmawiał. Wchodząc do pokoju, który
zajmowała, westchnęła głośno, dając upust swojemu zmęczeniu. Zrzuciła buty z
nóg i rozpięła bluzę, jednocześnie rzucając torebkę na łóżko. Wyciągnęła ręce w
górę przeciągając się, aż usłyszała chrupnięcie w kręgosłupie. Spojrzała w
stronę okna i znieruchomiała. Chciała krzyknąć, jednak w porę się powstrzymała.
Zaskoczona wpatrywała się w sylwetkę chłopaka. Na parapecie siedział Natsu.
Widząc ją całą i zdrową otworzył okno, chcąc wyjść, jednak Lucy widząc, co zamierza,
ruszyła w jego stronę, krzycząc, aby zaczekał. Był już przygotowany do skoku, gdy
poczuł, że coś go blokuje. Przechylił się do tyłu i tylko wrodzony refleks
uchronił go od upadku. Udało jej się. Łapiąc go za szalik, uniemożliwiła mu
odejście bez słowa. Była z siebie zadowolona. Podeszłą bliżej i odruchowo złapała
go za ramię, by znowu jej nie zwiał. Gdy w drodze powrotnej rozmyślała, jak
załagodzić i wyjaśnić tą dziwną sytuację, miała mnóstwo pomysłów. Teraz, stojąc
z nim twarzą w twarz, gorączkowo zastanawiała się, co ma robić. Spuszczając
głowę w dół, tak, by nie widział jej oczu, wyszeptała tylko ciche „Przepraszam,
Natsu”. Łzy skapywały na podłogę, gdy
drżącym głosem wyrzucała z siebie słowa. Ucichła momentalnie, kiedy zamknął ją
w uścisku swoich ramion, opierając swój podbródek na jej włosach. Wtedy tama
Lucy puściła. Rozszlochała się głośno, mocząc mu ubranie i zaciskając pięści na
jego czerwonej bluzce. Dłuższą chwilę zajęło jej opanowanie swoich emocji.
Czuła jak delikatnie gładzi ją po plecach. Odsunęła się lekko, spoglądając na
niego zapuchniętymi od płaczu oczami.
- Dziękuję za uratowanie mi życia – szepnęła,
uświadamiając sobie, że przez jego dziwne zachowanie jeszcze tego nie zrobiła.
- Nie musisz mi dziękować, Lucy. A przeprosić
powinienem ja – odrzekł, wypuszczając ją
z objęć i odwracając się tyłem do niej. Zacisnął dłonie w pięści. Musiał wyjść.
Miał wrażenie, że zwariuje będąc tu choć odrobinę dłużej.
- Błagam, porozmawiajmy w końcu! – powiedziała, robiąc krok w jego stronę – Dlaczego mnie unikasz? Co
się dzieje? – Nie zauważyła, kiedy
zaczęła krzyczeć. Wpatrywała się w jego plecy, zauważając napięte do granic
możliwości mięśnie. - Natsu, pro… - Nie zdążyła
dokończyć, gdy usłyszała jego słowa.
- Bałem się. Tak cholernie się o ciebie bałem! – Złość,
z którą wypowiedział to zdanie zaniepokoiła ją.
Milczała. Chciała wiedzieć dokładnie o co chodzi. Nie ruszyła się z miejsca, bojąc
się, że nie usłyszy nic więcej. Mętlik w umyśle spowodowany wątpliwościami
domagał się odpowiedzi.
- Nigdy nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się
stało, Lucy. – Spojrzał na nią przez ramię. – Jesteś dla
mnie ważna – dodał. Odwrócił się z powrotem w jej stronę, zakładając ręce za
szyje. – Byłem zły na siebie, że dopuściłem do tej sytuacji, w końcu jesteśmy
przyjaciółmi, prawda? – Uśmiechnął się szeroko. – Teraz jest już okej. Nigdy
więcej do tego nie dopuszczę – dokończył z mocą.
Odwzajemniła uśmiech, ciesząc się, że to zwykła troska o nią była powodem jego dziwnego zachowania.
Ulga, jaką poczuła po tych słowach, była niewyobrażalnie wielka. Jakby zrzuciła
z pleców przygniatający ją ciężar. Spontanicznie rzuciła się na niego, obejmując
go za szyję, śmiejąc się głośno i szczerze. Nieprzygotowany na taki rozwój
wypadków, zachwiał się niebezpiecznie, wpadając na ścianę z głuchym łoskotem.
Jej ciało przylgnęło do niego, a spotęgowany śmiech Lucy wpadał mu wprost
do ucha. Znowu to poczuł. „Cholera
jasna!” zaklął w myślach. Miał dosyć. Jego nerwy znalazły się na skraju
załamania. Jej, w jego mniemaniu, narkotyczny zapach przyprawiał go o
szaleństwo. Delikatna, ciepła skóra, którą czuł, powodowała u niego
rozkojarzenie. Z trudem wytrzymał, gdy sam wziął ją w ramiona, nie mogąc znieść
widoku łez w jej oczach. Teraz, gdy była na nim uwieszona, a przede wszystkim
szczęśliwa, myśli Natsu zaczęły niebezpiecznie krążyć. Puls mu przyspieszył.
Nie wiedział, jak długo da radę się
powstrzymać przed zrobieniem czegoś, co z pewnością przekreśli ich
dotychczasową przyjaźń. Tortury w porównaniu z tą sytuacją byłyby dla niego
niczym. Nie powiedział jej wszystkiego. Nawet nie zamierzał. Wyjaśnienie,
dlaczego tak naprawdę zachowywał się inaczej, nie wchodziło w grę. Po części
powiedział jej prawdę. Jednak resztę wolał przemilczeć. Mógł ją stracić, a tego
nie chciał. Sam był zaskoczony swoim odkryciem, gdy czuwał przy jej łóżku w
szpitalu. Dotarło to do niego w pełni, kiedy była bliska śmierci. Lucy
zamieszkała w jego głowie i sercu, a on za nic nie mógł jej stamtąd wyrzucić.
Nie mógł? Nie. Po prostu nie chciał. Po pierwszym szoku i przerażeniu
zrozumiał, że nie zwalczy tego uczucia. Zakochał się. Jednak ona widziała w nim
tylko przyjaciela, dlatego ukrył swoje uczucia, które mogłyby zniszczyć ich
relacje. Gdy była blisko, czuł jednocześnie rozpacz, że nie może jej dotknąć
czy przytulić, i zadowolenie z samego jej towarzystwa. Cierpiał katusze, jednak starał się dzielnie to znosić. Wykorzystywał
każdą szansę, by być z dala od niej, a potem, złakniony
jej widoku, siedział
w pobliżu, obserwując ją. Podziwiał jej urodę i inteligencję. Każdy szczegół
dotyczący jej osoby miał zapisany głęboko w umyśle. Roztaczała wokół siebie
urok, który przyciągał go jak magnes. Mało się odzywał – wolał słuchać,
oczarowany jej osobą.
Teraz, w tym momencie krew w jego żyłach wrzała.
„Opanuj się!” powtarzał tę myśl jak mantrę. Emocje kłębiły się w nim, gotowe wybuchnąć w każdej chwili. Wciąż oparty
o ścianę spojrzał na nią. Jej duże, brązowe tęczówki lśniły radością. Właśnie w
tym momencie jego silna, nieugięta do tej pory wola, zaczynała słabnąć. Ręce maga spoczęły na biodrach dziewczyny, nieświadomie
przyciągając ją bliżej. Samokontrola go zwiodła. Dusił się. Brakowało mu sił na
oparcie się jej urokowi. Poważny wyraz twarzy chłopaka i coś znajdującego się w
głębi jego oczu spowodowały, że Lucy zamilkła. Zdziwiła się, że ma mocno
zaciśniętą szczękę. Zsunęła delikatnie dłonie z jego szyi na szerokie ramiona,
nie wiedząc, jakie zmieszanie w głowie
Smoczego Zabójcy spowodowała tym gestem. Była tak blisko, że czuł jej oddech na
twarzy. Natsu poddał się. Zgasił kolejne protesty własnego poczucia moralności,
budząc w zamian głęboko skrywany, żałośnie próbujący się uwolnić dużo
wcześniej, instynkt. Przymknął oczy i zatracił się. Powoli, żeby jej nie
przestraszyć, pochyli
się i złożył, delikatny niczym powiew letniego wiatru, pocałunek w zagłębieniu
jej szyi.
- Lucy… - wyszeptał, owiewając miejsce, które
pocałował, ciepłym oddechem. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
Rozkoszował się chwilą, wdychając jej słodki zapach i zapominając o wszystkim
innym.
Rozdział absolutnie poruszający. Wewnętrzne przeżycia Natsu opisałaś w tak przekonujący sposób, że sama poczułam to rozdarcie między miłością, a chęcią zachowania przyjaźni. Coś wspaniałego! :D Zabieram się do kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńTen rozdział opisze tylko jednym słowem (razem z tą przedmową 15 będzie geniuszu .-.) : Słodkooo <3
OdpowiedzUsuń