by Vanes

29 lis 2013

Rozdział czwarty

Po długiej nieobecności, ale w końcu jest.

Betowała: Vanes (Uwielbiam cię kobieto!)

Poprzednie posty zostaną powoli poprawione. Narazie tylko pierwszy jest poprawiony, ale w końcu wezmę się za to, obiecuję.

EDIT: Rozdziały od pierwszego do trzeciego zostały poprawione.

- Jak to, mistrzu?! – Z niedowierzaniem w głosie wykrzyknął Gray, zaciskając równocześnie pięści. – Przecież to Natsu, do cholery! Nie wiemy, co mu do łba strzeliło, a ty twierdzisz, że mamy dać spokój?! – Wyrzuciwszy z siebie potok słów, oparł się o blat baru, przechylając się w stronę mistrza Makarova, mierząc go złowrogim spojrzeniem. Był wkurzony. Zaraz po usłyszeniu wiadomości o zniknięciu Natsu, wsiedli w pociąg, by zgłosić to staruszkowi, jednak ten ze spokojem poradził im, by czekali, nie podejmując żadnych działań. Gotował się ze złości. Już chciał wykrzyczeć kilka ostrych słów, gdy poczuł na ramieniu czyjąś rękę. Przekręcił głowę. Erza. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, jednak wiedział, że jest równie niespokojna jak on. Uścisk zelżał, jednak delikatne szarpnięcie go do tyłu dało jasną informację, żeby udał się się za nią. Jeszcze raz spojrzał na dziadka, który popijał piwo z dużego brązowego kubka i podążył za nią do stolika w kącie. Opadł na wolne krzesło obok Lucy, która zatopiona była we własnych myślach. Nastrój panujący wokół nich z chwili na chwilę był coraz gorszy.

- Jasna cholera, nie wytrzymam! Już ja pokażę temu idiocie, jak tylko wróci, co my… - Nagły wybuch Graya, choć głośny, został zagłuszony przez Juvię, która właśnie weszła do gildii. Przewracając krzesła i stoły, a także potrącając członków Fairy Tail stojących jej na drodze, dopadła do niego niczym lew polujący na gazelę. Powalony na stół mag lodu, zdezorientowany co się w ogóle dzieje, dopiero po kilku sekundach zrozumiał, że osobą leżącą na nim jest jego największe utrapienie. Owo utrapienie zaś, na przemian płacząc i śmiejąc się, radośnie bełkotała coś o wielkiej tęsknocie, zdradzie, przebaczeniu i dozgonnej miłości. Jęknął wewnętrznie, myśląc, że tylko tego mu brakowało. Miał ogromną ochotę potrząsnąć tą upierdliwą babą raz, a porządnie. Jego irytacja sięgnęła zenitu. Odpychając się z całej siły zrzucił ją ze swoich pleców, chcąc jak najszybciej uciec od jej piskliwego głosu i wariackich miłosnych tekstów, których inwencja twórcza Juvii zaczynała  przekraczać granice przyzwoitości. Nie oglądając się za siebie, opuścił budynek.


Nagłe pukanie do drzwi spowodowało, że Makarov aż podskoczył.
- Chwileczkę! – wrzasnął, szybko upychając do szuflady masywnego dębowego biurka gazetę, którą właśnie, w ogromnym skupieniu, czytał. – Proszę! – Dał pozwolenie na wejście zastanawiając się, kim jest intruz.
Energiczne otwarcie drzwi i radosny okrzyk powiedziały same za siebie. Natsu. Mistrz spojrzał spod przymkniętych powiek na sylwetkę maga, w głowie układając tysiące scenariuszy kar i tortur , jakie mu sprawi za przerwanie podziwiania cudownych i niezwykle podniecających kobiecych ciał w najnowszym tygodniku „Czarodzieja”. Tuż za nim do pokoju wszedł Gajeel i oparł się o ścianę. Wydawał się autentycznie znudzony i widocznie miał gdzieś całe to składanie raportu, obowiązkowe po wykonaniu misji. Choć, jakby nie patrzeć, wcale nie byli na misji.  Ot, kilka dni obserwacji i potwierdzenie paru informacji o miejscu pobytu faceta kierującego szajką, która była odpowiedzialna za krzywdy Lucy i Levy. To, że kompletnie zignorowali wydane dyspozycje, to już inna sprawa. No ale jak mieli spokojnie patrzeć na rozwój grupy, która terroryzowała pół Magnolii? Rozprawili się z nimi raz a dobrze, zniszczyli wszystko w promieniu dwóch kilometrów i przekazali ich w ręce strażników królestwa. Przynajmniej mieli pewność, że żadna inna osoba nie trafi w ich ręce.
- …mówię ci, dziadku, załatwiliśmy wszystko! – Mistrz spojrzał nieprzytomnie na młodzieńca, który z entuzjazmem streszczał mu przebieg wypadków.  Odchrząknął znacząco, zlustrował ich twarze i zadał pytanie, którego najbardziej się obawiał.
- Jakie straty tym razem? – Przeniósł spojrzenie na okno, sprawiając wrażenie niewzruszonego, jednak w duchu trząsł się ze strachu na mające wkrótce przybywać skargi i koszty do pokrycia za zniszczone mienie. Przedłużająca się cisza zaczęła go irytować. – No dale, chłopaki, śmiało, powiedzcie jak się sprawy mają. – Odwrócił się w ich kierunku, a raczej w kierunku miejsca, w którym przed chwilą stali. Pusto. Cholera, chyba już starość daje mu się we znaki. Zamrugał gwałtownie i rozejrzał się po raz drugi. Dalej pusto. Cholerni smarkacze! Zwiali, nie powodując żadnego hałasu, co w ich wykonaniu było niemalże cudem.
- Niech no ja was tylko dorwę, małe gnojki! – złorzeczył pod nosem Makarov, siadając z powrotem na swoim fotelu. – Nogi wam z tyłków powyrywam, połowę zarobków z misji odbiorę, zagonię do sprzątania gildii… – Wkurzony jak diabli, wygrażał im głośno, zaciskając pięści i uderzając o blat biurka. Jednak w następnej sekundzie rozluźnił się. Wyciągnął upchniętą gazetę i rozłożył na ostatniej oglądanej stronie. Oni mu nigdzie nie uciekną. Może się z nimi rozliczyć później. Szeroki uśmiech wpłynął mu na twarz, gdy kartkował strony, a na każdej kolejnej znajdowała się coraz bardziej roznegliżowana i piękniejsza kobieta. Westchnął z zadowolenia. Najpierw przyjemności, potem obowiązki – postanowił, rozkoszując się widokiem ponętnych pań. Och tak. Co tam koszty i skargi. Przecież zawsze może się odstresować i zapomnieć o kłopotach, kupując nowe wydanie „Czarodzieja”.


- Cześć. – To jedno słowo spowodowało, że wszystkie głowy obecnych magów w gildii odwróciły się w stronę źródła dźwięku. To było nienormalne, zakrawające na szybkie odwiezienie chłopaka, który je wypowiedział, do szpitala. Brak wrzasków i burdy, spokojny krok, poważny wyraz twarzy. Coś było nie tak. Natsu, który nie krzyczy i nie biega, wyglądał w oczach innych na zjawisko paranormalne. A jednak, właśnie to  miało miejsce. Zebrani w budynku magowie, oderwani od swoich zajęć, z ciekawością zerkali w jego stronę. Rozglądał się po pomieszczeniu, szukając jednej osoby.
- Lucy. – Cichy szept wydobył się z jego gardła, gdy ją dostrzegł. – Witaj – dodał głośniej, przekrzywiając głowę i lekko się uśmiechając.
Tylko delikatny rumieniec na twarzy dziewczyny zdradzał, że jest podekscytowana.
- Przejdziemy się? – zapytał.
- Jasne. – Zbliżyła się, ignorując towarzyszy przy stole, z którymi chwilę temu rozmawiała.
Dała się poprowadzić, idąc o krok za nim.  
- Zaraz! Stój, Natsu! – Erza odzyskała rezon, krzycząc. – Gdzie, do cholery, byłeś, bęcwale?! – Szybko zbliżyła się do chłopaka z zamiarem przyłożenia mu. Nagły odwrót i szybki, zatrzymujący jej cios ruch ręką chłopaka, zbiły ją z tropu. Patrzyła jak stoi wyprostowany, pełen pewności siebie, trzymając jej dłoń w uścisku.
- Nie teraz, Erza. Później. – Rozluźnił uścisk, uwalniając ją. – Powiem wam, ale później. Obiecuję. – Odsunął się, kładąc rękę na plecach Lucy, dając tym samym znać, że ma iść.
Zaskoczona Scarlet obserwowała ich, dopóki nie opuścili budynku. Zwariowała. Widzi rzeczy nienormalne. Potrząsnęła głową, odrzucając tę myśl. Zaśmiała się głośno.
- Co jest, Erza? – spytał Gray, pojawiając się obok. – Co cię tak bawi?
- Natsu. – Otarła łzy radości wierzchem ręki.
- Co, Natsu? – Nic nie rozumiejący Gray, zmarszczył brwi w geście zaskoczenia.
- Dorasta. – Poprawiła włosy i wzruszyła ramionami. – Natsu nam dorasta.  

1 komentarz:

  1. Zapraszam na dwunasty rozdział.
    Wesołych Świąt! <3

    http://melodie-serc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń