Mocno spóźniony rozdział. Wybaczcie.
Betowała: Vanes :*
—
Proszę, nie panikujcie! — powtórzył po raz któryś z rzędu mistrz Makarov, chcąc
za wszelką cenę uspokoić oszalałą z paniki ludność miasta. Zadanie nie należało
do łatwych, bo siła plotki, która powtarzana z ust do ust, całkiem straciła
swój prawdziwy sens, była ogromna. Z niedowierzaniem wysłuchiwał historii o
kolejnym ataku kilkunastu smoków, potomstwie Acnologi, które podrosło na tyle, że
było zdolne do zabijania, a nawet zdradzie Smoczych Zabójców i zawarcie przez
nich paktu ze smokami. Każda kolejna wysłuchana opowieść, przerażała go coraz
bardziej. Dodatkowo nikt nie chciał słuchać jego wyjaśnień, a rozszalały tłum
zgromadzony w gildii domagał się ochrony.
—
Nie udzielamy ochrony indywidualnej! Ochronimy wszystkich! — próbował
przekrzyczeć ludzi.
Niestety,
słowa nie przynosiły skutku, a mistrz zaczynał tracić cierpliwość. Ostatkiem sił
powstrzymywał się, by nie użyć swej magii giganta i rozpędzić to stado. Musiał
skupić się na poważnych rzeczach – choć ochrona mieszkańców również taka była –
jednak w takich warunkach nie dawał rady. Westchnął zrezygnowany, podejmując
kolejną próbę wyjaśnienia obecnej sytuacji.
—
Cisza! — rozległ się nagły wrzask a wszyscy posłusznie umilkli i odwrócili się
w stronę, z której dochodził. Połyskująca zbroja, czerwone włosy. Erza kroczyła
w stronę mistrza, posyłając zgromadzonym nieprzychylne spojrzenia. Zajmując
miejsce obok niego, zwróciła się jadowitym tonem do zastygłych w oczekiwaniu
ludzi:
—
Jeśli chcecie żyć, musicie przestać panikować i zacząć myśleć trzeźwo! — Mistrz
spojrzał na nią z lekką obawą w oczach, bo teraz miał wrażenie, że sytuacja
uległa pogorszeniu. Westchnął cierpiętniczo, ignorując to zmartwienie, bo w końcu
to była Erza. Uwielbiana i szanowana przez mieszkańców, a co za tym idzie ciesząca
się szacunkiem i autorytetem. Widząc, że słowa, które kierowała do tłumu, są
odbierane ze stoickim spokojem, wyłączył się z dyskusji, zastawiając się, co
jeszcze trzeba zrobić przed nadchodzącym starciem.
—
Chyba cię pogięło! — wrzasnął Gray do Juvii, gdy ta znów zaczęła snuć plany ich
ślubu przed nadchodzącą apokalipsą. Tak długo jak mógł starał się nie komentować
jej wizji, jednak słysząc, że planuje wykupić im miejsce na cmentarzu, by
zostali pochowaniu w pięknym grobowcu jako młodzi małżonkowie, miał dość. — Ogarnij się, kobieto, bo zwariować z tobą
idzie! — wysyczał wściekle.
—
Hę? — spytała nieprzytomnie, mając zasnute mgiełką pożądania oczy. — O co
paniczowi chodzi? Przecież to cudowne!
—
Serio uważasz, że nasz śmierć będzie cudowna?! Jesteś żałosna! — Odszedł ze wściekłym
wyrazem twarzy na bok. I on ma spędzić z nią kilka dni sam na sam? Oszaleje,
jak nic.
—
Paniczu Gray, Juvia nie chciała. — Deszczowa kobieta chyba zrozumiała, że
przesadziła, bo zmieniła ton głosu. — Proszę wybacz mi. Więcej już nic nie
powiem.
—
Oby — odparł, w dalszym ciągu zniesmaczony. — Mamy misję do wykonania. Skup się!
— Posłał jej gniewne spojrzenie, na co
strapiona odwróciła głowę, nie komentując tego w żaden sposób.
Stanęli
na wzgórzu, z którego rozciągał się widok na miasteczko, w którym znajdowała się
gildia Marmeid Heel. Wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, podjęli dalszą wędrówkę,
chcąc jak najszybciej spotkać się z Mistrzem. I w tym momencie Graya olśniło.
—
Juvia? — spytał, zatrzymując się nagle.
—
Tak, paniczu Gray? — Lekko zdziwiona dziwnym zachowaniem maga, również się
zatrzymała, patrząc na niego wyczekująco.
—
Kto jest mistrzem gildii Marmaid Heel? — wypalił, wkładając ręce w kieszenie płaszcza.
— Bo jak teraz o tym pomyślę, to nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek go
widział lub słyszał o nim cokolwiek.
Juvia
zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
—
Juvia również nic o nim nie wie.
—
No to mamy kolejną ciekawostkę do odkrycia — podsumował Fullbuster. Stali chwilę
w ciszy, zastanawiając się nad tym, że jakoś nigdy wcześniej nie wpadli na
pomysł, by spytać kogoś, kim jest mistrz Marmaid Heel.
—
Dowiemy się wkrótce — odezwała się Loxar, dając tym samym delikatną sugestię, że
muszą iść dalej.
—
Taa… — mruknął tylko Gray, ponawiając przerwany marsz.
—
Nie ma mowy! Chyba wszyscy zgłupieliście — odezwał się Natsu, chcąc
wyperswadować towarzyszom pomysł jazdy pociągiem. — To szaleństwo! Nigdzie nie
jadę. Chcecie, to śmiało, droga wolna. Spotkamy się na miejscu, ja idę pieszo.
— Odwrócił się z zamiarem odejścia, jednak silny uścisk przytrzymał go.
—
To ty zwariowałeś — stwierdził spokojnie Laxus. — Droga piechotą zajmie nam
kilka dni, a przecież sam mówiłeś, że nie mamy czasu do stracenia.
—
Trudno. Pobiegnę.
—
Idiota — skwitował z ironicznym uśmiechem Gajeel.
—
Sam jesteś idiotą! — odpyskował mu Dragnnel, zamierzając dodać parę słów, lecz
cichutki kaszel odwrócił jego uwagę, a spojrzenie przeniosło się na Wendy.
—
Natsu… — zaczęła nieśmiało, ale Gajeel przerwał jej, mówiąc:
—
Troja. — Sugestywne spojrzenie na Ognistego Smoczego Zabójcę trwało kilka
sekund nim ten zorientował się o co chodzi.
—
Ah. No tak, troja. Wendy. Faktycznie — mamrotał pod nosem, lekko speszony, że
zupełnie o niej zapomniał.
—
I co? Przyznaj, że jesteś idiotą — wtrącił się Laxus, kierując się na peron.
—
Och, zamknij się — wysapał Natsu na ten przytyk. — Zapomniałem, no. Wybacz,
Wendy. — Przybrał skruszoną minę, na co dziewczyna się
zaśmiała.
—
Więcej o mnie nie zapominaj, Natsu — powiedziała ze śmiechem, łapiąc go za dłoń,
gdy ten pomagał jej wsiąść do pociągu.
Po
znalezieniu wolnego miejsca, Marvell zaczęła po kolei rzucać zaklęcie na trójkę
delikatnie już zielonych magów. Ulga na ich twarzach, gdy Troja zaczęła działać,
była nad wyraz widoczna. Zadowolona ze swojej pracy usiadła na wprost Gajeela a
obok Natsu i zapatrzyła się w widoki za oknem. Nastała wśród nich chwila ciszy,
stanowiąca preludium do gorączkowej rozmowy na temat zdobycia umiejętności
aktywacji Smoczej Siły.
—
Nie wiem, czy mi się uda — wyraziła swą wątpliwość Wendy, przez dłuższy czas
tylko przysłuchując się rozmowie kompanów. Zdziwione spojrzenia, jakimi ją
obdarzyli, speszyły ją ogromnie. Czuła się taka malutka wśród trójki rosłych
towarzyszy, a po chwili poczuła na twarzy wykwitające rumieńce.
—
Daj spokój, Wendy — odezwał się Dragneel. — Ty akurat powinnaś mieć z tym
najmniej problemów.
—
Czemu niby? — Teraz to ona wydawała się zaskoczona tym, co usłyszała. — Przecież
nie mam tyle doświadczenia co wy.
—
Nie tylko o doświadczenie tu chodzi — wzruszył lekceważąco ramionami Laxus. —
Masz spośród nas najlepsze umiejętności w rzucaniu zaklęć i uroków, dodatkowo
jesteś bystra i pojętna.
Oszołomiły
ją te słowa. Znów się zawstydziła, słysząc takie pochwały na swój temat i to z ust Dreyara.
—
To my liczymy na twoją pomoc — dodał Gajeel, przekrzywiając głowę i obserwując
ją kątem oka. — Kto inny jak nie ty wytłumaczy nam, co musimy robić?
— No a Sting i Rouge?
—
Owszem, mogą nam pomóc, ale większość na pewno będziemy musieli zrobić sami.
Pociąg kołysząc się miarowo, zatrzymywał się co jakiś
czas na stacji, przybliżając ich coraz bardziej do celu podróży. Wendy, która użyła
sporej ilości magii na towarzyszach, usnęła z głową odchyloną na oparciu. Laxus
ściągnął z siebie płaszcz, by ją przykryć, a Gajeel spojrzał sugestywnie na
Salamandra, chcąc rozpocząć temat, który od dawna nie dawał mu spokoju, ten
jednak uporczywie unikał jego wzroku. Rozmyślał o Lucy. Wiedział, że nie
zachował się odpowiednio, znikając bez słowa, ale nie potrafił inaczej. Choć
dziewczyna była mądra i inteligentna, to wolał nie ryzykować gradu trudnych
pytach i widoku smutku w jej oczach. Porozmawiają po tym całym zamieszaniu.
Zrozumie go, na pewno. Musi.
—
Hej, Lucy! — zawołała Erza, idąc w jej stronę. — Gdzie Natsu?
—
Nie mam pojęcia — wzruszyła ramionami. — A coś się stało? — Starała się
zabrzmieć naturalnie, choć wiedziała, że to może być trudne w rozmowie ze
Scarlet. — Jak go znajdę, to powiem mu, że go szukałaś, dobrze?
—
Świetnie. Dobra, to ja lecę się szykować. Do zobaczenia. — Odeszła szybkim
krokiem a Lucy odetchnęła z ulgą. Sama nie wiedziała, gdzie jest chłopak, ale
jeśli zniknął razem z resztą Smoczych Zabójców, musiał mieć ku temu dobry
powód. Tylko dlaczego znów nic jej nie powiedział? Potrząsnęła głową, chcąc
uwolnić się od uporczywych myśli i skupić na zadaniu. W końcu na jej barkach –
jak i wszystkich z Fairy Tail – spoczywał ciężar odpowiedzialności zdobycia
sojuszników i rozprawienia się z Acnologią. Nadszedł czas, by mimo strachu i
obaw pokazać swoją siłę i determinację, ochraniając ukochany kraj i zamieszkujących
go ludzi.
O jeny, jestem pierwsza. :3
OdpowiedzUsuńRozdział nie za długi, ale nie czepiam się, bo sama długich nie piszę. xD
Ale za to bardzo mi się podobał! Natsu jak zwykle wykazał się swoją małą bystrością. Cóż, taki już jego urok. :3
A kłótnia między Juvią a Grayem... Ach. Lubię takie momenty. <3
Czekam na jakąś walkę, hihi. :D
Laxus, Laxus, duuużo Laxusa! :D Mrrr....
OdpowiedzUsuńNatsu zapomniał o Wendy, ćwok, dureń, idiota, beztalencie.
Juvia i Gray... tak, to jest naprawdę świetna para, szkoda, że tak mało blogów jest na ich temat z perspektywy Juvii, poważnych blogów. Rozdział bardzo ciekawy, sporo się dzieje, aczkolwiek muszę się czepić, bo naprawdę jest krótki. Dlaczego dajesz nam taką małą dawkę, kochana? Musisz mi to koniecznie wytłumaczyć, czytanie Twoich rozdziałów to sama przyjemność, człowiek ani się obejrzy, a tu koniec, i trzeba czekać na kolejny post. Bardzo się cieszę, że tu do Ciebie trafiłam, spisy to jednak dobra rzecz :D. Jestem bardzo ciekawa, co wymyśliłaś z Acnologią, i jak poradzą sobie nasi Smoczy Zabójcy, a w szczególności jak poradzi sobie mała Wendy. No i jak to będzie z Gajeelem i Levy? Uch, tyle pytań, tak mało odpowiedzi, a posta nowego jak nie było, tak nie ma. Oj, nie, nie narzekam, w żadnym razie, każdy ma swoje życie (poza mną, ja to tylko internety), ani nie popędzam. No, może odrobinkę. Mam nadzieję, że nie porzuciłaś bloga i przestaniesz tworzyć tej wspaniałej historii, bo zrobiłabyś naprawdę wielką krzywdę blogosferze w kategorii Fairy Tail. I jak Natsu wytłumaczy Lucy swoje zniknięcie, gdy się już pojawią? Uciekł bez słowa, nawet jej nie uprzedzając, okrutne! I gdzie w tym wszystkim Happy? Przecież nigdy by nie zostawił Natsu! No, chyba, że dostałby rybkę. No, Taylo, nie żeby coś, ale czekam na kolejną dawkę GaLevy, i więcej Laxusa, uhuhu! :D Pozdrawiam ciepło, życzę weny, i do następnego!
Witam serdecznie nową czytelniczkę :D Bardzo dziekuję Ci za wszystkie miłe słowa jakie we wszystkich komentarzach mi zostawiłaś. Mogę śmiało powiedzieć, że jesteś jedną z nielicznych której komentarze niezwykle mnie motywują i zmuszają do dalszego pisania. Potrafisz dostrzec rzeczy ważne i odpowiedni je skomentować - dziękuję.
OdpowiedzUsuńCo do długości notek, to już tłumaczę dlaczego są takie krótkie i rzadko dodawane. Powodem jest mój drugi blog oraz fakt, że na pewnym forum zgłosiłam się do pojedynku i jak na razie tekst, który mam do napisania jest dla mnie priorytetem. Gdy tylko zamieszanie z tym się zmniejszy, ja spokojnie dam Wam nowy i dłuższy rozdział. Jeszcze trochę cierpliwości a będzie już w porządku.
Hm.. Co ja jeszcze miałam... O wiem. Bardzo się cieszę, że dostrzegłaś w rozdziale trzecim to jak opisałam pocałunek. Nawet nie wiesz jak się cieszyłam jak czytałam Twoje słowa o tym rozdziale. Dziękuję Ci, bo tym, że jednak jesteś w stanie poświęcić chwilę czasu na konstruktywny komentarz, podnosisz mnie na duchu i uświadamiasz, że jednak istnieją czytelnicy, potrafiący komentować. Jeszcze raz dziękuję i witam wśród czytelników. Teraz już wiem, że byle co Cię nie zadowoli i będę starać się jeszcze bardziej.
Pozdrawiam serdecznie
Kochana, u mnie nowy rozdział, na który Cię serdecznie zapraszam. ^^
OdpowiedzUsuńWybacz spamik, spokojnie możesz usunąć komentarz. :D